czwartek, 11 maja 2017

''Królowa Tearlingu'' - Erika Johansen


O "Królowej Tearlingu" czytałam tak wiele dobrego, że nie sposób było w końcu po nią nie sięgnąć. Gdziekolwiek nie spojrzałam, ciągle wpadałam na ten tytuł, opisywany w samych superlatywach. Niewiele brakowało, a zobaczyłabym go, wyskakującego z mojej lodówki, co chyba każdemu książkoholikowi przynajmniej raz zdarzyło się z jakąś pozycją. Czy będę kolejną osobą, na której "Królowa Tearlingu" wywarła dobre wrażenie?
Tytułową królową Tearlingu zostaje Kelsea, w dniu swoich dziewiętnastych urodzin. Dziewczyna dorastała z opiekunami - Barty'm i Carlin - z dala od królewskiej twierdzy, w ukryciu, nie wiedząc, co dzieje się tak naprawdę w kraju, którym niedługo przyjdzie jej rządzić. W związku z tym, akcja książki rozpoczyna się od przepełnionej akcją podróży do stolicy...
Nie chcę za dużo wam spoilerować, dlatego poprzestanę na opisie w tym momencie. Dlaczego tak niewiele? Uważam, że opis z tyłu okładki mówi czytelnikowi zbyt dużo i po przeczytaniu całej książki żałowałam, że wcześniej poświęciłam mu uwagę. Niestety, jest na tyle szczegółowy, że w zasadzie mógłby robić za streszczenie dla osoby, która kiedyś zapoznała się już z tą książką, a teraz po dłuższej przerwie pragnie przypomnieć sobie, co się w niej działo, na przykład z myślą o sięgnięciu po jej kolejny tom...
Zacznę od samej głównej bohaterki. Zrobiła na mnie negatywne wrażenie, co postaram się wam za chwilę uargumentować. Zacznę od tego, że irytowała mnie jej postawa. Wychowując się wyłącznie z dwójką dorosłych ludzi, nigdy nie nawiązała kontaktu z rówieśnikami, nie uciekła, nie wymykała się nocami, by zaspokoić swoją nastoletnią ciekawość. Udawała przed swoimi strażnikami przykładną, idealną dziewczynkę, choć w swoich wspomnieniach przywołuje zgoła inny opis samej siebie z czasów dzieciństwa, gdy przyprawiała opiekunom wielu kłopotów. Nie lubię idealizowania swojego obrazu przez bohaterów książek, więc nie podobała mi się ta - może i lekka, ale jednak - hipokryzja z jej strony. Kolejna rzecz, to fakt, iż wiedza Kelsea wynikała jedynie z tego, co przekazywali jej Barty oraz Carlin, a także z książek. Przez to na przykład fragment taki jak za chwilę przytoczę, wydaje się zupełnie bezsensowny: "Kelsea nie interesowało, co się dzieje na czarnym rynku. W każdej społeczności wyglądało to tak samo.". To nie działa w ten sposób. Bohaterce może się tak wydawać, bo nie ma na ten temat żadnej wiedzy, ale narrator nie powinien zakładać takiego ogólnego twierdzenia. W każdej społeczności potrzeby są inne, ponieważ każda społeczność to pewna indywidualność, więc jej popyt kieruje się na różne produkty, ceny etc. Na co przykładowo głodującemu chłopu przydadzą się pawie pióra, skoro nie ma co jeść? Dalej, gdybyście wychowywali się z dwójką ludzi, którzy stanowili dla was w zasadzie jedyne towarzystwo i zastępowali waszą rodzinę, więc niewątpliwie się zżyliście, a nagle zniknęli, potrafilibyście nagle przestać o nich myśleć przez... burczenie w brzuchu? A Kelsea nie miała z tym najmniejszego problemu, wystarczył zapach jedzenia i od razu przestała się niepokoić o swoich (do niedawna) opiekunów. Wspominałam o hipokryzji, jaka pojawia się w tej książce, prawda? Skoro jesteśmy przy głównej bohaterce, warto przytoczyć kwestię jazdy konnej... Na dwudziestej pierwszej stronie dziewczyna zostaje zapytana, czy umie jeździć konno i odpowiada twierdząco. Co więcej, przytacza w postaci wspominek przejażdżki na ogierze Barty'ego, natomiast na stronie czterysta ósmej narrator stwierdza, iż Kelsea jednak w ogóle nie posiadała takiej umiejętności. To jak w końcu jest? Autorka nie mogła się zdecydować? Rozbroił mnie także moment, w którym strażnik Kelsea uroczyście oświadcza, że jej rządy powinny polegać na sprawiedliwości i wysłuchaniu drugiego człowieka, ale kiedy bohaterka natrafia na szlachciankę (swoją drogą używającej całkiem mocnych argumentów), odpyskowuje jej, że ta jest za stara, by ktoś miał ochotę uprawiać z nią seks. Bardzo sprawiedliwe potraktowanie poddanej, nieprawdaż?
Z ciekawostek, które zaważyły na mojej ocenie, przytoczę jeszcze kilka kwiatków. Chociaż w świecie wykreowanym przez Erikę Johansen są znane terminy takie jak chociażby antykoncepcja, to jednak lokówkę nazywa się "gorącym żelazkiem". Caden - gildia skrytobójców, o której strażnicy Kelsea rozmawiają na początku książki, później staje się niemal organizacją dobroczynną, bo jej członkowie porzucają stopniowo swoje zajęcie i zaczynają na przykład... czytać wiersze oraz zabierać młode dziewczyny na tańce, przy okazji odpłatnego ochraniania ich. Zauważyłam również, że Kelsea została nazwana kilkukrotnie księżniczką, po tym, jak była już poddana koronacji na królową...
Podsumowując, ta książka okazała się dla mnie jednym, wielkim nieporozumieniem. Nie związałam się emocjonalnie z żadną postacią. Akcja na początku następuje bardzo szybko, później zaś okropnie się dłuży i kończy nijako, co jest oczywiście uwarunkowane tym, że pewnie większość kwestii rozwiązuje się lub ma kontynuację w kolejnych tomach. Świat został przedstawiony komicznie, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Magii pojawiło się niewiele, więc nawet pod tym względem nie czułam się usatysfakcjonowana. Miałam wrażenie, że czytałam już niejednokrotnie lepiej skonstruowane oraz opisane fanfiki lub opowiadania zamieszane na blogach. Z pewnością nie sięgnę po kolejne części tego cyklu.

wydawnictwo: Galeria Książki
data przeczytania: 23.04.2017
ocena: 2/10


♢ Książka przeczytana w związku z udziałem w Tygodniowych Wyzwaniach Książkowych.
17.04.2017 - 23.04.2017 - Dowolny tom wybranej trylogii 
 ~*~
 
źródło okładki: empik.com

10 komentarzy:

  1. Nie znałam tej książki, ale myślę, że to się zmieni. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie nie :) szkoda czasu na takie książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie przepadam za fantastycznymi książkami. I raczej nie jest w moim guście :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za recenzję, wiec ja również po nią nie sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  5. Ogólnie nie przepadam za tego typu książkami, ale ta zapowiada się ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mój klimat ale dzięki za recenzję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Już po irytującej bohaterce wiedziałam, że po książkę nie sięgnę. Reszta recenzji tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Dziękuję za szczerość :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. I kurczę... Tyle dobrego słyszałam o autorce i o jej sadze, a tu taki kubeł zimnej wody. Sama już nie wiem, co myśleć!
    Nomonowałam cię do LBA: http://nieuleczalnyksiazkoholizm.blogspot.com/2017/05/liebster-blog-award-9-oraz-druga-odsona.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój Mąż uwielbia taki gatunek, więc mu dzisiaj wspomnę o tej książce! Pozdrawiam Klaudia J

    OdpowiedzUsuń
  10. A nam z córką spodobała się ta przygoda czytelnicza, dobrze ją oceniłyśmy. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.