sobota, 8 lipca 2017

''Chu...owa pani domu'' - Magdalena Kostyszyn


Dzisiaj rozpoczynam "Wakacyjne wyczytywanie", które organizują Kitty z Biblioteczki ciekawych książek oraz Ola z Nieuleczalnego książkoholizmu. Myślę, że to bardzo przydatna akcja, tym bardziej dla osób takich jak ja, które mają bardzo dużo nieprzeczytanych książek, ale nie mają czasu poświęcić im uwagi... ale jeśli nie w wakacje, to kiedy?
Właśnie w taki sposób postanowiłam sięgnąć po przygody tytułowej pani domu. Jest to (anty)poradnik, który w założeniu powstał, aby stawić czoło problemom współczesnych kobiet. Z jednej strony został napisany w humorystyczny, zdystansowany sposób, ale z drugiej momentami powodował u mnie znużenie i zniechęcenie wynikające z tego, że autorka narzekała na wszystko i wszystkich. Święta złe, kupowanie prezentów to taka tortura, wstawanie z łóżka to niemal horror, a od spojrzenia w lustro na widok tej samej twarzy od dwudziestu lat z hakiem, można oślepnąć.
Skoro napomknęłam już o pierwszej wadzie tej książki, to pokuszę się o wytknięcie kolejnych. Nie podobało mi się również uogólnianie i wrzucanie wszystkich do jednego wora; każda matka Polka to zaniedbana cierpiętnica, która źle życzy bezdzietnym koleżankom z pracy, każdy sąsiad robi nam na złość itd. Kilka razy pokusiłabym się o to, żeby zarzucić autorce narzucanie innym własnego zdania, bo tak właśnie odbierałam niektóre fragmenty. Przede wszystkim jednak, uważam, że ta książka nic nie wniosła do mojego życia. Trochę się pośmiałam, jakoś zleciał mi przy niej nudny wieczór, ale nie jest ona odkrywcza ani w żaden sposób nie skłoniła mnie do zmian czy chociażby refleksji nad własnym życiem. Do zalet książki można zaliczyć zabawne momenty, krótkie rozdziały, które szybko się czyta oraz parę sytuacji, w jakich możemy się utożsamić z narratorką.
Podsumowując, jeżeli szukacie książki wyśmiewającej ślepe dążenie do perfekcji lub czytadła na dwie, maksymalnie trzy godziny, które byłoby napisane w luźnym, blogowym stylu, to możecie sięgnąć po "Chu...ową panią domu", ale myślę, że nie wprowadzi ona żadnych innowacji ani do waszego myślenia, ani do postępowania. Równie dobrze możecie zajrzeć na facebookowy profil autorki i podobno znajdziecie na nim podobną treść, więc nie wiem, czy był sens wydawania jej jako książki.

wydawnictwo: Flow books
data przeczytania: 08.07.2017
ocena: 3/10

♢ Książka przeczytana w związku z udziałem w Wakacyjnym wyczytywaniu.

~*~
źródło okładki: wroclaw.naszemiasto.pl

7 komentarzy:

  1. Mimo wszystko jestem ciekawa. Szczególnie tego humoru. Może kiedyś sie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię, gdy słowa powszechnie uważane za wulgarne trafiają do przestrzeni publicznej, szczególnie w tak zacnej materii jak książkowa. Ktoś tu zdecydowanie nie ma wyczucia klasy ani smaku. Ja bym tak nie zatytułował książki i jej nie wydał. Najwyraźniej kasa stała sie wazniejsza od minimalnego poczucia smaku i klasy. Jestem na nie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj zostało przynajmniej wykropkowane, ale są takie książki, gdzie w tytule tego nie uczyniono (np. "Rusz dupę" aut. Jacek Wiśniowski). Przyznam jednak, że również nie przepadam za wulgaryzmami w tytułach. Zapewne mają one przyciągać uwagę, ale mnie bardziej zachęcają ciekawe tytuły, niż wulgarne ;)

      Usuń
  3. Ja obserwuje tylko fan page, ale może warto sięgnąć po książkę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i też nie byłam zachwycona. Sam pomysł na książkę fajny, ale po drodze czegoś brakuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Możliwe, że sensem wydawania książki była promocja kanału i zarobek, w końcu po to większość osób to robi :) Ja jakoś nie jestem fanką, ale czasem uśmiechnę się, kiedyś ktoś coś udostępni :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A nawet zastanawiałam się, czy ją przeczytać :-)

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony z przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.